Plebiscyt na najmilsze miasto w Polsce to niewątpliwie jedna z akcji, która zintegrowała szczególnie młodych mieszkańców. Kilka plenerowych wydarzeń i ogromna praca włożona w internetowe głosowanie pozwoliła na wejście Rawy Mazowieckiej do ścisłego finału. Za dobrym wzorem młodych nie poszli jednak starsi. W przypadku tej akcji znów zabrakło chociażby najprostszej formy współpracy między powiatowym i miejskim samorządem.
Może to o tyle dziwić, iż ratusz w głosowanie chciał włączyć także inne miasta naszego regionu. Szansa na to była całkiem spora, gdyż Rawa jest jedynym finalistą plebiscytu położonym w regionie między Łodzią a Warszawą.
– O wsparcie akcji przytulania zwróciliśmy się oficjalnie do wszystkich samorządów w województwie łódzkim – informuje wiceburmistrz Rawy Mazowieckiej, Wojciech Skoczek.
Wśród tych zaproszeń zabrakło jednak tego najbardziej oczywistego. Miasto oficjalnie nie odezwało się bowiem do władz powiatu rawskiego. Według wiceburmistrza, lokalnie nie było takiej potrzeby.
– Jeżeli chodzi o starostwo, to nie prosiliśmy ich osobiście, ale nie mogli nie zauważyć. W końcu to promocja nie tylko Rawy, ale i całego powiatu. Byłoby miło gdyby nas wsparli, jeśli jednak się nie zdecydują to płakać nie będziemy – dodaje burmistrz Skoczek.
Brak porozumienia może dziwić także w kontekście jutrzejszej akcji. O ile na poglądowej mapie wielkiego „przytulania zalewu” możemy znaleźć szkoły z Boguszyc, Cielądza, Konopnicy, a nawet Czerniewic, o tyle ponadgimnazjalnych szkół z powiatu rawskiego brakuje.
Starosta Rawski, Józef Matysiak, o akcji przytulania słyszał i generalnie podziwia zaangażowanie, szczególnie Młodzieżowej Rady Miasta. Samorządowiec jednocześnie zauważa, iż w szale marketingowej kampanii nie wolno tracić zdrowego rozsądku.
– To, że Rawa tak wysoko zaszła to sukces Młodzieżowej Rady Miasta, mogę jej tylko pogratulować. Nie dajmy się jednak zwariować i traktujmy to jako zabawę, nie tak, żeby stanęły zakłady pracy, szkoły, aby wziąć udział w akcji. Niech toczy się normalne życie, bo teraz zaczyna to przybierać formy zorganizowane, które dobrze pamiętam. Na pochody pierwszomajowe też chętni byli wciągani na listy obecności – podsumowuje Józef Matysiak, jednocześnie dodając, iż sam czekoladę uwielbia, choć preferuje gorzką.
Jak widać, smak ulubionej czekolady spokojnie można przełożyć na określenie stosunków między lokalnymi samorządami. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że w przypadku tej akcji, przykład na to, jak można współpracować, idzie… z dołu.