Międzynarodowe Święto Muzyki z Natalią Kujawą, aktorką Teatru Studio Buffo…

erawaMagazyn
komentarzy

NATALIA KUJAWA – Urodzona w 1994r, w Łodzi. Absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Łodzi, w klasie skrzypiec. Śpiewa i tańczy już od najmłodszych lat. Swoje pierwsze sukcesy osiagała w łódzkich zespołach „Pędziwiatry” i „Odoriko”. Jest laureatką wielu festiwali muzycznych (m.in. Grand Prix na Konkursie Piosenki Aktorskiej w Bielsku Białej). Obecnie należy do stałego zespołu Teatru Studio Buffo, gdzie gra we wszystkich spektaklach, m.in. rolę Anki w spektaklu „Metro” i rolę Julii w spektaklu „Romeo i Julia”. W związku z obchodzonym w czerwcu Międzynarodowym Świętem Muzyki, rozmawialiśmy z artystką między innymi na temat jej artystycznej drogi życiowej, która jak się okazało, rozpoczęła się już… w brzuchu mamy. Zaprszamy do sprawdzenia, krótkiej rozmowy.

Urodziła się Pani w Łodzi. Na stronie musicalu Polita, możemy przeczytać, że Pani „śpiewa i tańczy od najmłodszych lat”. Jakie wobec tego były Pani pierwsze doświadczenia z muzyką?
Natalia Kujawa: Moja mama, będąc ze mną w zaawansowanej ciąży, brała ślub z tatą i śmigała na weselu. Każdy się wtedy śmiał, że na pewno urodzi się jakaś artystka i tak też się stało. Chociaż rodzice w ogóle nie są związani ze światem artystycznym, we mnie dostrzeżono potencjał. Jako mała dziewczynka byłam tak ruchliwa, że zaczęłam tańczyć w łódzkim zespole Odoriko. Wtedy bardzo chciałam studiować choreografię gdzieś w świecie i w ogóle by mi nie przyszło do głowy, że będę kiedykolwiek śpiewać. To się zmieniło, gdy rozpoczęłam moją przygodę z kolejnym łódzkim zespołem – Pędziwiatry.

W Łodzi skończyła Pani również Państwową Szkołę Muzyczną I stopnia w klasie skrzypiec. Jak Pani wspomina ten czas?
N.K.: Uwielbiam dźwięk skrzypiec, ale nauka gry na tym instrumencie była dla mnie katorgą. Teraz wiem, że to mi bardzo rozwinęło słuch, ale wtedy… Skończyłam tę szkołę z płaczem i zgrzytaniem zębów. Z perspektywy czasu – to poświęcenie było tego warte. Ta szkoła mnie niezmiernie umuzykalniła. Jednak wielu nauczycieli strasznie mnie stresowało, bo chciało żebym została wirtuozem, podczas gdy ja chciałam się tylko otrzeć o muzykę, by dowiedzieć się co nieco o moim przyszłym zawodzie.

Kto w związku z tym miał największy wpływ na Pani dalszy rozwój kariery artystycznej?
N.K.: W szkole muzycznej miałam trzech nauczycieli skrzypiec, ale najlepiej wspominam Pana Czaplińskiego. On był niezmiernie zainteresowany Teatrem Muzycznym Roma, w którym grałam wówczas w Akademii Pana Kleksa i w Upiorze w Operze. Dlatego zawsze kombinowałam jak umiałam, by porozmawiać sobie z nim tylko i wyłącznie o teatrze i oderwać się choć na chwilę od nauki gry na skrzypcach. Jeżeli chodzi o taniec, to Magda Durkowska z Pędziwiatrów, wstrzyknęła we mnie bakcyla poznawania i uczenia się nowych technik oraz takiej adrenaliny na scenie. Jednak najważniejszą osobą, która mi bardzo pomogła trafić do Warszawy do jakiegoś teatru, był Maciek Pawłowski, wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Muzycznego Roma, który w Łodzi założył szkołę musicalową. A jak już byłam w stolicy, to zamarzyło mi się Buffo, ze względu na możliwość pracy przy moim największym autorytecie, czyli Januszu Józefowiczu.

Jak się Pani udało to osiągnąć?
N.K.: To było przede wszystkim ogromne szczęście. Znalazłam się po prostu w odpowiednim miejscu i czasie. Mama wysłała mnie na wakacyjne warsztaty organizowane przy Studiu Buffo. Dyrektor wówczas szukał „nowych Julii”. Podczas przerwy między zajęciami Pani Danuta Fidusiewicz wyciągnęła mnie z pokoju i powiedziała „Weź jakąś piosenkę, zaśpiewasz ją komuś”. Byłam przerażona, bo nawet ze słuchu nie znałam wtedy piosenek Buffo, które traktowałam jak coś nieosiągalnego. Wystąpiłam na castingu, a niedługo potem zostałam zaproszona na warsztaty przygotowawcze dla potencjalnych artystów Teatru Buffo. To było dla nas ogromnym szokiem, bo miałam wtedy zaledwie 12 lat. Pamiętam, że tata płakał ze szczęścia. Mama, która od zawsze była moją menagerką powtarzała, że jak będę ciężko pracować na swój sukces, to osiągnę szczyt marzeń i się uda. Choć dotrwałam do końca warsztatów, nie dostałam się. Powiedziałam sobie wtedy, że „wcześniej czy później, ale ja będę w pracowała w Buffo”. Podszkoliłam się ze śpiewu pod okiem Maryli Napieralskiej i pewnego pięknego grudniowego dnia dostałam telefon z zaproszeniem na próbę Romea i Julii.

Czy wobec tego Romeo i Julia to Pani ulubiony spektakl?
N.K.: Lubię spektakle, które są dla mnie wyzwaniem. Zmierzenie się z legendą jaką jest Metro to jest naprawdę coś. Za każdym razem, gdy gram Ankę i uświadamiam sobie, że na tych samych schodach, w tych samych ogrodniczkach ponad 20 lat temu siedziała Katarzyna Groniec czy Edyta Górniak, to jest to tak niesamowite, że od razu mam gulę w gardle i chce mi się płakać. Granie Julii też jest dla mnie wspaniałym doświadczeniem, bo jest trudniejsze niż granie Anki. Julia jest bardzo dramatyczna, z czym wiąże się cięższa praca aktorska i choć gram ją od pięciu lat, to nadal mnie zaskakuje. Ze względu na piosenki moim faworytem jest jednak Wieczór Francuski.

A jaki utwór lubi Pani najbardziej?
N.K.: Zdecydowanie Amsterdam Katarzyny Groniec właśnie z Wieczoru Francuskiego, bo łączy umiejętności wokalne z aktorskimi. To pierwsza piosenka, która przy pierwszym wykonaniu, mnie rozwaliła na łopatki do tego stopnia, że zeszłam ze sceny i się cała rozryczałam. Tyle było we mnie emocji. Uwielbiam oczywiście też piosenki z Metra oraz Romea i Julii, przykładowo Szyby czy Tylko w moich snach. To są takie utwory Janusza Stokłosy, które dla wykonawcy są prawdziwym błogosławieństwem, że może je wykonywać. Janusz Stokłosa ma takiego bakcyla do tych numerów, że to się nie mieści w głowie!

Co zajmuje więcej miejsca w Pani sercu – bliższe jest Pani śpiewanie czy aktorstwo?
N.K.: Tak naprawdę nie znam odpowiedzi na to pytanie, bo żyję chwilą i nie myślę o przyszłości, o tym jak ona będzie wyglądała. Nie wiem, czy zostanę w teatrze i będę aktorką śpiewającą, czy pójdę na estradę i będę wokalistką grającą. I to, i to jest dla mnie w tym momencie tak samo ważne. Dla mnie śpiew bez dania cząstki własnej duszy, jakichś emocji w piosence nie ma sensu.

Dziękuję za rozmowę.

Podziel się artykułem

0

Dodaj swój komentarz